![]() |
![]() |
![]() |
Z prof. Januszem Neiderem, kierownikiem Zakładu Transportu Międzynarodowego i Spedycji na Wydziale Ekonomicznym Uniwersytetu Gdańskiego, rozmawia Janusz Mincewicz
Panie Profesorze, jest pan wybitnym fachowcem z zakresu spedycji. Proszę wyjaśnić Czytelnikom, jakie jest zadanie spedytora?
Krótko mówiąc - spedycja polega na organizowaniu procesów transportowych. Przede wszystkim spedytor powinien doradzić swojemu klientowi, jaką formułę gestii transportowej umieścić w kontrakcie handlowym. Następnie musi ułożyć trasę przewozu, wybrać najbardziej odpowiednie dla danej partii towaru środki transportu, zawrzeć umowy o przewóz, przeładunek czy składowanie, kontrolować przebieg procesu transportowego, uzyskać dla swojego zleceniodawcy jak najkorzystniejsze ceny.
Rynek transportowy dostarcza wiele możliwości, ale jest jednocześnie skomplikowany, a wiedza spedytora, jego doświadczenie i kontakty sprawiają, że towary trafiają bezpiecznie i na czas do odbiorców.
Jak Pan ocenia obecny polski rynek spedycyjny, jego kondycję?
Nieco upraszczając, polski rynek spedycyjny można podzielić na dwa segmenty. Pierwszy tworzą międzynarodowe koncerny, które pojawiały się stopniowo w Polsce po 1989 r., często w ślad za swoimi biznesowymi partnerami, którzy ulokowali w Polsce swoje filie. Zatrudniają w skali globalnej po kilka lub kilkanaście tysięcy pracowników i świadczą pełną paletę usług TSL.
Na drugi segment składa się spora rzesza firm małych i średnich, głównie z polskim kapitałem, które zaczęły szybko powstawać w nowej sytuacji gospodarczej. Spora część osób, które zakładały przedsiębiorstwa, wywodziła się zresztą z niegdysiejszego monopolisty na polskim rynku, czyli przedsiębiorstwa C. Hartwig. Dysponowała więc potrzebnym doświadczeniem.
Obydwa te segmenty w jakimś sensie się uzupełniają. Przedsiębiorstwa prowadzące wymianę handlową z zagranicą tworzą przecież urozmaiconą mozaikę. Jednym potrzebne są usługi logistyczne z prawdziwego zdarzenia, a innym, mniejszym, wystarczy pomoc domowego, zaprzyjaźnionego spedytora, znającego dobrze potrzeby swojego klienta. A ponadto, wcale do rzadkości nie należą sytuacje, w których globalni gracze korzystają z usług mniejszych, wyspecjalizowanych firm spedycyjnych.
W ostatnich latach znacznie wzrosła polska gospodarka. Czy tak samo stało się z naszą spedycją?
Trudno precyzyjnie powiedzieć, ponieważ w gruncie rzeczy nie wiemy dokładnie, ile firm, dla których podstawową działalnością pozostaje spedycja, funkcjonuje w naszym kraju. Brakuje wiarygodnych danych statystycznych. Wiemy np., że ogólnokrajowa Polska Izba Spedycji i Logistyki z Gdyni ma 131 członków (IV 2015 r.). Ale przecież nie wszyscy spedytorzy do Izby należą, ponadto niektórzy przedsiębiorcy trudnią się spedycją niejako przy okazji, nie wspominając o wielu przewoźnikach, którzy starają się nawiązać bezpośrednią współpracę z załadowcami. Rozwijają się też giełdy transportowe, dzięki którym w miarę doświadczony klient może sam poszukać sobie przewoźnika.
To wszystko powoduje, że na rynku spedycyjnym mamy do czynienia z dużą konkurencją, nie zawsze gra toczy się fair. A pomimo tego polski handel zagraniczny generuje tak duży popyt, że powstają nowe przedsiębiorstwa spedycyjne.
W jakim kierunku zmierza polska spedycja, jakie są jej perspektywy?
Na rynku jest właściwie miejsce dla każdego rodzaju firmy spedycyjnej. Zarówno dużej, jak i małej, oferującej kompleksowe usługi, czy też wyspecjalizowanej w konkretnej działalności, obsługującej kilkuset zleceniodawców w ciągu roku czy pracującej na zlecenie kilku czy kilkunastu partnerów. To jest m.in. przyczyną, że zjawisko konsolidacji w branży co prawda występuje, ale, jak dotychczas, jest słabo zauważalne.
Na pewno można zaobserwować zmiany w ofercie firm spedycyjnych. Np. ciekawie rozwijają się przedsiębiorstwa organizujące przewozy ładunków nienormatywnych, coraz większe zainteresowanie wykazują spedytorzy transportem intermodalnym, inni wzbogacają usługi o czynności logistyczne, polegające głównie na świadczeniu usług magazynowych - konsolidacyjnych i rozdzielczych. Sądzę, że dla przedsiębiorstw spedycyjnych, które poważnie myślą o swojej przyszłości, jest sporo możliwości i kierunków rozwoju.
Czy mamy już spedycję na europejskim poziomie i nie powinniśmy mieć kompleksów?
Zarówno pod względem struktury aparatu spedycyjnego, jak i jakości świadczonych usług nie mamy się czego wstydzić.
Jaki wpływ na polską spedycję miało wejście naszego kraju do Unii Europejskiej?
Na pewno na sytuację polskich spedytorów korzystnie wpływają rosnące z roku na rok obroty polskiego handlu zagranicznego. W ciągu 5 lat (2009-2014) ich wartość wzrosła aż o 60%. Zmieniły się jednak kierunki tej wymiany. W 2014 r. 77% polskiego eksportu skierowano do krajów UE, skąd z kolei pochodziło 58% wartości polskiego importu. Z kolei 26% eksportu skierowano do samych Niemiec, z których pochodziło 22% wartości importu. Trzeba pamiętać, że obroty te są obsługiwane głównie przez transport drogowy i to na obszarze, na którym nie występują już przeszkody graniczne.
Mamy tu zatem do czynienia z jednogałęziowymi, prostymi procesami transportowymi i jeżeli klient uzna, że sam zrobi to taniej, wówczas spedytor może zostać z takiej współpracy wyeliminowany. Chyba, że ma własny tabor przewozowy. Innym przykładem jest konkurencja unijnych portów. Z jednej strony, spedytorów operujących w polskich portach morskich cieszy fakt, że tak dynamicznie wzrosły obroty towarowe z Chinami, przede wszystkim w imporcie (blisko 11% wartości w 2014 r.). Okazuje się jednak, że znaczna część tej wymiany trafia do portów Morza Północnego, kierowana tam przez konkurentów. Dla polskich spedytorów członkostwo w UE ma więc swoje blaski i cienie.
Jak na rozwój polskiej spedycji wpływają ciągle powstające centra logistyczne?
Dla jednych spedytorów może to być zagrożenie, ale dla innych szansa rozwoju. Wobec mian zachodzących na rynku na pewno w lepszej pozycji znalazły się te firmy, które w porę zaoferowały klientom umowy o świadczenie usług logistycznych. Wówczas samochód kończy swój bieg nie u bezpośredniego odbiorcy, ale w centrum logistycznym, gdzie towary są okresowo składowane, i sukcesywnie, w małych partiach, dostarczane do odbiorcy.
Dzięki temu spedytor, który wszedł w rolę operatora logistycznego, utrzymał swoją pozycję, a nawet ją wzmocnił. Sporo firm, które miały możliwości finansowe i organizacyjne, realizację takich usług z powodzeniem podjęło.
Czy polskie porty są już konkurencyjne dla zachodnioeuropejskich i spełniają oczekiwania spedytorów?
Jeszcze na początku tego wieku polskie porty wyglądały nieciekawie. Wyeksploatowane nabrzeża, sporo zabytkowego sprzętu, magazyny nie spełniające podstawowych standardów bezpieczeństwa. Sytuacja zaczęła się poprawiać wraz z pojawieniem się środków pomocowych UE oraz prywatnych inwestorów.
Trzeba jednak pamiętać o proporcjach. Zapewne żaden polski port nie stanie się nigdy Hamburgiem czy Rotterdamem. Cieszą też wprowadzane ostatnio usprawnienia organizacyjne, np. w postaci dokonywania odprawy przed przybyciem, czy też ustawowego zobowiązania do przeprowadzenia wszystkich czynności kontrolnych, nadzorowanych przez służbę celną, w ciągu 24 godzin. To niewątpliwie podnosi konkurencyjność polskich portów i wychodzi naprzeciwko postulatom m.in. spedytorów.
Skąd u Pan zainteresowanie właśnie spedycją?
Po otrzymaniu propozycji pozostania na uczelni, trafiłem do zakładu (którego nazwa nie zmieniła się zresztą do dzisiaj), w którym badania nad spedycją międzynarodową miały ważne znaczenie. Swój doktorat poświęciłem również spedycji. I tak już pozostało do dziś.
NASZ ROZMÓWCA
Urodził się w 1947 r. w Gdańsku.
Absolwent Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Sopocie.
W latach 1981-1990 i od 2007 r. kierownik Zakładu Transportu Międzynarodowego i Spedycji.
W latach 1990-1996 dziekan Wydziału Ekonomicznego.
W latach 1999-2002 dyrektor Instytutu Handlu Zagranicznego.
W latach 2002-2005 prorektor Uniwersytetu Gdańskiego ds. Finansów i Rozwoju.
Żonaty, jedna córka.
Hobby: turystyka, film.